Wejście przez czynną trafostację, przez otwartą bramę. Następnie należy przedostać się przez bardzo gęste krzaki do opuszczonego domu, przejść przez dom i wyskoczyć przez jego okno na tylną działkę. Potem przejść przez zniszczony mur i ponownie przedostać się przez chaszcze do otwartych drzwi z tyłu. Miejsce na widoku przy ruchliwej ulicy! Wejście na dach dostępne. Podłogi w większości nie ma i ryzyko upadku z kilkunastu pięter jest niezwykle wysokie. Miejsce niebezpieczne i czasami patrolowane.
Młyn motorowy (ul. Narutowicza, dawna ul. Gorczyńska) – w miejscu tym młyn tzw. amerykański powstał prawdopodobnie jeszcze w trzecim ćwierćwieczu XIX stulecia. Był to budynek drewniany, który w ciągu swego istnienia uległ dość poważnej przebudowie. W okresie I wojny światowej był to drewniany budynek jednopiętrowy z nadbudówką. Poruszany był silnikiem na gaz ssany. Posiadał 4 pary walców. Obok niego czynny był tartak.
W latach dwudziestych XX w. wybudowany został nowy, znacznie większy młyn; murowany, dwupiętrowy, wystawiony na rzucie litery L, z dachem krytym papą. Od strony północnej przylegała doń murowana siłownia, parterowa z poddaszem. Młyn poruszany był silnikiem na gaz ssany, 35 KM. Od 1964 r. posiada on napęd elektryczny. Urządzenia produkcyjne stanowiło 5, następnie 8, a wreszcie 10 par walców. Zdolność przemiałowa w okresie międzywojennym wynosiła ok. 20–35 ton zboża na dobę; w 1932 r. 7573 ton. Był to typowy młyn tzw. „handlowy”, do którego zboże przywożone było nawet z dalszych okolic, a który pracował na potrzeby piekarń w Łasku, Pabianicach, a nawet i Łodzi. Należał do firmy „I. Kantorowicz i ska”, której właścicielami byli Izaak Kantorowicz, Mordka Działowski, Józef Traube i Izrael Toporek. W ostatnich latach przed II wojną światową dzierżawił go M. A. Wajc. W okresie II wojny światowej młyn był czynny. Po wojnie został upaństwowiony, następnie przebudowany i bardzo poważnie zmodernizowany.
This place was changed 3 times. See change history.
Miejsce niestety już nie do urbexu. Prywatne i odwiedzane przez właściciela w szarym samochodzie.
Byłem jakieś 3 tygodnie temu, obiekt fajny, lecz podłoga na każdym piętrze jest jedną wielką niespodzianką, w każdej chwili może się zapaść. Wejście na dach jest dla odważnych, my byliśmy i naprawdę trzeba uważać!
Polecam bo obiekt mało znany na razie ( ma tak zostać) i uważajcie na siebie pozdrawiam!
Piękny obiekt. Boję się jedynie o to, że gdy zyska popularność to podzieli los wielu innych drewnianych budynków i spłonie. Co do tej "beczki" - jest to około 11 kilogramowa butla chloropikryny. Jeśli butla nie jest pusta to jej odkręcenie będzie wielkim niebezpieczeństwem, jest to bowiem trucizna w dużych stężeniach
Lordusiek
Mijam budynek co tydzień... fotopułapki poprzyczepiane do drutów i na drzewie, brama często otwarta i stoi wtedy Opel z dwoma dużymi gościami, którzy robią coś w budynku i mają do niego klucze. (Przeciągają jakieś kable i przesiadują czasami w małym biurze na froncie budynku). Odradzam wchodzenia...